Wyborcza napisała o tym filmie "wymyka się definicji polskiego kina", nic z tych rzeczy. To niezwykle sprawnie opowiedziana historia. Nie ma gołych cyców, nie ma wrzasków, nie pada co drugie słowo kurwa i mamy dobrze zmasterowany dźwięk (!). Poznajemy faceta, który jest całkowicie nakręcony na swoją pracę. Nie boi się eksperymentów, czasem balansuje na granicy ryzyka, właściwie życia i to nawet nie swojego.
Jest to też film, w którym wypala się więcej papierosów niż Krystyna Janda w Człowieku z Marmuru.
I nie pamiętam kiedy widziałem lepsze polskie kino.