Pierwsza runda drugiego sezonu ACC Mixed Grid za nami: dwie godziny na Nurburgringu. W pierwszym, dość udanym sezonie jeździłem za kierownicą Ginetty w klasie GT4, w tym sezonie postawiłem na inną, brytyjską maszynę w klasie GT3: Bentley'a. Ciekawe jak sprawdzę się w takim położeniu i czy nie napsuję ścigania GT4? Zobaczymy...
W sezonowej zerówce nie mogłem wystartować, więc było to moje pierwsze ściganie od pięciu tygodni. I to dało się we znaki. Prekwalifikacje zostawiłem do ostatniej soboty, dzień przed wyścigiem, aby rozruszać kości bezpośrednio przez główną imprezą. Z trudem zrobiłem kilkanaście okrążeń pomiarowych z niemal zerową powtarzalnością i załapałem się na miejscu 16 z 27 na serwerze Semipro. Niedziela zapowiadała się ciężka.
W czasie treningów nad torem ciążyły ciężkie chmury, a w czasie kwalifikacji już porządnie lało. Treningu w deszczu po mojej stronie było zero, więc zapowiadało się jeszcze ciekawiej. Od razu udało zrobić mi się znośne kółko, a jadąc po kolejne, znacznie lepsze, natrafiłem na dużo wolniejszego McLarena tuż przed maską, który też jechał pomiarowe. Chciałem wejść do zakrętu Michelin po wewnętrznej i minąć się kulturalnie 2-Wide w zakręcie, ale McLaren chyba nie wyczul moich intencji i poszedł zakręt jakby mnie nie było - wpakowałem się w jego bok. Przepraszam. Po powrocie od pitów wyjechałem jeszcze raz, poprawiłem okrążenie i w ostatniej minucie mogłem jeszcze sporo urwać i zarobić jedno, może dwa miejsca, ale się nie udało. Wylądowałem na starcie na miejscu 7. A później... niektóre z GT3 kręciły sobie swoje najlepsze okrążenia kwalifikacyjne w czasie zarezerwowanym dla GT4.
Wyścig. Leje! No to ustawiam taktykę: opony deszczowe, 100 litrów paliwa, aby w wydłużonym stincie wyjeździć je ile tylko się da i potem dwie opcje. Albo znowu na deszczówki albo na slicki, zależnie od warunków. Dopiero gdy wsiadam za kierownicę orientuję się, że już za pół godziny ma przestać padać! Nie wiem jakim cudem tego wcześniej nie zarejestrowałem. No to taktyka do kosza.
Przed startem chyba kogoś wymeldowało, ponieważ wskoczyłem na miejsce 6. Niestety przed starem Ferrari przede mną na ostatnim zakręcie na tyle zwolniło, że musiałem odpuścić i od razu na prostej startowej wystawiłem się na atak aut za mną. Pierwszy zakręt przebiegł czysto: jestem nadal 6. Przed areną Mercedesa nie poszło mi najlepiej i spadłem na miejsce 7. Tuż za mną był Nissan, a potem... dziura na ponad trzy sekundy! Widocznie start reszty stawki nie był aż tak udany. Jedziemy!
Pierwsze kółko czyste, ostrożne. Ja się ślizgam, ślizgają się inni, dotknięcie krawężników to życzenie śmierci. Ciśnień ogumienia nie regulowałem, bo w kwalifikacjach wyglądało znośnie. Ale warunki w wyścigu były inne: już po pierwszym kółku opony zaczęły się przegrzewać i przekroczyły 33 psi. Ciekawe, czy inni mieli podobne problemy. Na drugim okrążeniu za areną Mercedesa wyprzedzam po błędzie BMW: jestem 6. Za łukiem Wersteiner bokiem leci jakieś Ferrari: jestem 5. Za szykaną doganiam żółte AMG, które ku mojemu zaskoczeniu zjeżdża do pitów. O mało nie wpakowałem się mu w tyłek: jestem 4. Za ostatnim zakrętem na mokrym piachu poza torem kręci się Aston Martin: jestem 3! Co za okrążenie! Sekundę przede mną pędzi Lamborghini, a lider w Lexusie - podobno najlepszej maszynie na mokry tor - jest już prawie dziewięć sekund przede mną. Jakby jechał w zupełnie innej klasie.
Na razie nie ma jak dobrać się bezpiecznie do Lamborghini... chyba, że popełni błąd. Czwarte kółko: Lamborghini wpada w poślizg przed areną Mercedesa i leci bokiem! Myślałem, że wyminę je bez kontaktu, ale zahaczyłem o jego przód... i może postawiłem je z powrotem przodem do kierunku jazdy? Mniejsza o to: jestem 2! Opony miejscami płoną i zaczynają dochodzić do 34 psi. Jak na razie jest nieźle: oddalam się od samochodów za mną. Okrążenie piąte: czy ja coś mówiłem o krawężnikach? Za zakrętem Michelin zaliczam kontakt z nieprzychylną przyczepności nawierzchnią poza torem i lecę w trawę pod barierki. Spadam z miejsca 2 na miejsce 9. A niech to! Przede końcem kółka jakieś Lamborghini udaje się do mechaników: awans na miejsce 8. A to było dopiero pierwsze jedenaście minut wyścigu.
Przez kolejne okrążenia gonię za rywalami. Okrążenie szóste: po poślizgu McLarena przede mną awansuję na miejsce 7. Okrążenie dziewiąte: wyprzedzam Porsche, które stanęło w poprzek toru, jestem 6. Potem nie do końca wiem co się dzieje, ale tabela pokazuje, że jestem 5. Zaczynają się dublowania GT4. Okrążenie jedenaste: BMW przede mną najeżdża na krawężnik i zostaje ciśnięte na barierki, jestem 4. Okrążenie trzynaste: siedem samochodów bezpośrednio przede mną, ale tłok! Wśród nich GT4 do zbublowania, GT3 do zbudlowania oraz Ferrari z miejsca 3 do wyprzedzenia. Puls i ciśnienie podskoczyły. Za areną Mercedesa wspomniane Ferrari dostaje od kilku GT4 po kolei i leci tyłem do przodu w trawę! Smutny widok. Jestem 3. Okrążenie piętnaste, pół godziny wyścigu za nami: przestało już padać, deszczowe ogumienie płonie już po całości i przekracza ciśnienie 36 psi. Jeszcze kółko, dwa i zjeżdżam na pit. W międzyczasie wskakuję na miejsce 2 po raz drugi, bo do alei serwisowej zjechał ktoś inny.
Okrążenie szesnaste: GT3 bez trudu oddublowują się na mnie, a moje opony mają już ponad 37 psi. Pit stop! Tankujemy prawie do pełna, do 125 litrów i zakładamy slicki, spróbuję tak dojechać do końca. Od mechaników wyjeżdżam na miejscu 4, a samochód prowadzi się zupełnie inaczej, trzeba przez pierwsze okrążenie uważać. Trzy sekundy przede mną jest BMW, niecałe dwadzieścia sekund przede mną jest Nissan. Do obu zbliżam się z każdym kółkiem. Okrążenie dwudzieste pierwsze: BMW nie wytrzymuje presji, przestrzela T1, awansuję na miejsce 3 i zaczynam się oddalać z kolejnym celem w postaci Nissana.
Okrążenie dwudzieste piąte: do Nissana mam już tylko niecałe cztery sekundy, a między nas z pitów wyjeżdża zdublowany Bentley, który jak się okaże nie będzie chciał odpuścić ani Nissanowi ani mi ustąpić miejsca pod niebieskimi flagami. Kółko później wyprzedzam uporczywie walczącego do ostatniej chwili, zdublowanego Bentley'a. Teraz trzeba dobrać się do Nissana, który jest dużo wolniejszy, ale na tyle szeroki, że nie mam na niego sposobu. To z kolei sprawia, że zdublowany Bentley siedzi ciągle pół-sekundę za mną. Okrążenie dwudzieste ósme: dostaję od Bentley'a w tyłek na zakręcie Forda. Na szczęście zostaję tylko lekko wyrzucony na zewnętrzną i mogę dalej polować na Nissana. Bentley dalej walczy z nami, a z nim goniące za nami BMW. Na długim łuku przed szykaną ponownie doganiam Nissana, ale nie ma miejsca na wyprzedzenie i muszę zwolnić. Na szykanie dostaję w tyłek od rozpędzonego samochodu za nami. Lecę w trawę i pod barierki. Porządnie poobijany spadam na miejsce 6.
Do końca wyścigu została jeszcze godzina, a mój Bentley nie ma już szans na jazdę na 100%, a w dodatku po poślizgu po uderzeniu czuć flat spoty. Niedobrze, bardzo niedobrze! Na szczęście przez kolejne kilkanaście minut udało się flat spoty "wyjeździć" i prowadzenie się nieco uspokoiło, choć po dwóch uderzeniach w tył brakowało już docisku aero. Ale wyścig jest jeszcze długi...
Przez kolejne kółka goniłem za samochodami, które mnie wyprzedziły. Na moje szczęście tuż przede mną non stop walczyli kierowcy McLarena i Aston Martina, którzy na tym tylko tracili. Okrążenie trzydzieste pierwsze: na "eskach" Schumachera przed moimi rywalami jedzie GT4, która obu poważnie przyhamuje. Ja mam miejsce na rozpędzenie się, ale i tak jest ciasno. Wyprzedzam Aston Martina, który poszedł piachem i niewiele brakuje do łyknięcia McLarena. Jestem 5, gonię za rywalem. Okrążenie później obaj doganiamy BMW, które zachowuje się dość dziwnie. Na prostej startowej włącza prawy kierunkowskaz i po prostu mnie przepuszcza. Jestem 4. Dopiero po wyścigu zorientowałem się, to chyba było BMW, które wcześniej zmiotło mnie na szykanie. No to gonimy tego McLarena!
Na trzydziestym czwartym okrążeniu McLaren wyprzedza Nissana, z którym niedawno walczyłem o miejsce trzecie. A ja znowu tak łatwo Nissana wyprzedzić nie mogę, choć popełnia błędy, przez co tracę cenny czas. Przed areną Mercedesa dive bomba sadzi Aston Martin za mną, robię unik i spadam na miejsce 5. Aston chce chwilę później zanurkować również pod łokieć Nissanowi, ale dostaje kuksańca, po którym wracam na miejsce 4. Znowu jestem szybszy od Nissana, ale japońska maszyna znowu tam, gdzie mógłbym ją bez trudu wyprzedzić jest za szeroka i muszę odpuszczać. A niech to! Do kolejnego T1 wchodzimy bok w bok, a po mojej lewej z zaskoczenia pojawia się znajomy Aston. Mała obcierka z Nissanem i w końcu go wyprzedzam. Jestem 3! Uciekajmy!
Kolejne kilkanaście minut to ucieczka od samochodów za mną i konkretne dublowanie GT4, GT3 i nie wiadomo co jeszcze. Zachowania są różne: jedni jadą przewidywalnie swoje, inni utrudniają dublowanie zmieniając nagle linię jazdy na wyjściu z zakrętów, hamując tuż przed maską czy niemal stając na wierzchołku zakrętu. Na szczęście wszystko odbywa się bez większych incydentów, pomijając lekkie obcierki, które są nieodłączną częścią ścigania GT.
Okrążenie trzydzieste ósme, czterdzieści minut do końca: nieoczekiwanie samochód przede mną zjeżdża na pit i awansuję na miejsce 2! Po raz trzeci. Czy i tym razem coś mnie strąci z drugiego stopnia podium? W moim Bentley'u mały kryzys: samochód momentami ślizga się bez żadnego ostrzeżenia, ciśnienia opon po prawej stronie są dużo za niskie, a mi przed nosem lata komar. O, i dlaczego ja ciągle jadę z ABS'em ustawionym na 10/11? Kontrolę trakcji po ustąpieniu deszczu przestawiłem, o ABS'ie kompletnie zapomniałem. A może to i dobrze, może to wydłużyło życie slicków? Aston Martin był ciągle jakieś dwie sekundy za mną, a dzięki interwencjom GT4 i moim błędom mógł kilka razy nawet myśleć o ataku. Na jakieś dwadzieścia pięć minut przed końcem zjechał sobie na pit stop. Niewiele wcześniej na pit stop zjechał również lider, który na świeżym ogumieniu jeszcze bardziej powiększał swoją ogromną przewagę.
W tym momencie najbliższy rywal był ponad pół minuty za mną. Zwolniłem, zacząłem oszczędzać opony i paliwo, a te pół minuty nie malało. Jest dobrze! Tak beztrosko i powoli sobie jechałem, że na kilkanaście minut przed końcem zaskoczył mnie komunikat o samochodzie za mną, który traci już tylko niecałe dwadzieścia sekund i odrabia nawet trzy sekundy na kółko! A był to już ktoś zupełnie inny, dużo szybszy kierowca McLarena. No to koniec odpoczynku. Przyspieszyłem na tyle, aby dowieść do mety kilka sekund przewagi i niecałe półtora litra paliwa w baku. Po dwóch godzinach jedynie ja oraz kierowca McLarena na P3 nie byliśmy zdublowani przez zwycięzcę. Na mecie po 60 okrążeniach miejsce drugie! Po tak wielu przygodach - sukces!
Dziękuję za wyścig i do zobaczenia w następnym!